Trudno powiedzieć, bo to zależy od samej kobiety, na ile jest tolerancyjna dla tego, że przez jakieś dobre dwie godziny przestaje być w centrum uwagi, dla licznych przekleństw, jakie można usłyszeć na stadionie, no i wreszcie – na ile się rzeczywiście tym, co ogląda, interesuje.
Czy nie idzie na mecz po to aby tylko, aby zabłysnąć rewią mody, pokazać się: „o, patrzcie teraz wszyscy na mnie, bo ja jestem dziewczyną, a przyszłam na mecz, żeby się przypodobać wszystkim”. Nic dziwnego, że jeśli przychodzi z tych właśnie względów, jest w stanie doprowadzić do furii nie tylko swojego towarzysza, z którym przyszła, ale i pozostałych kibiców, którzy siedzą wokoło. Po pierwsze – swoimi ciągłymi pytaniami: „a dlaczego oni kopią tę piłkę w tę stronę??” i innymi równie dziwnymi. Poza tym zwracanie uwagi na niepalenie papierosów w jej obecności czy nieprzeklinanie mogą doprowadzić co po niektórych do białej gorączki.
„Przychodzę na mecz po to, żeby mieć spokój właśnie od takich, jak wy!” – tak myślą niemal wszyscy mężczyźni, wybierając się na stadion. Po prostu marzą pobyć w męskim towarzystwie, pokomentować, podkurzać się na złego gracza czy na inne znaczące detale, a gdy ktoś, czyli konkretnie kobieta, im w tym przeszkadzają, nie wahają się użyć słów uznawanych nawet za obraźliwe. „Pikniki” czy „jednomeczowce” to i tak określenia dość łagodne… W związku z tym, aby się nie zbłaźnić oraz nie narażać związku czy przyjaźni na niepotrzebne konflikty oraz sprzeczki, lepiej sobie odpuścić pójście na mecz.
Nie trzeba kontrolować swojego mężczyzny, ponieważ towarzystwo wokół jest raczej płci męskiej. No, ale jeśli obu pasuje takie rozwiązanie, to jak najbardziej, bo jest wiele pań, które cudownie potrafią bawić się na meczu. Nierzadko znają więcej piosenek niż płeć odmienna, potrafią nawet gwizdać, jak oni. Więc wniosek prosty – reguły po prostu nie ma, czy kobiety nadają się na mecz. Generalnie tak, pomijając pewne wyjątki – tak można by rzec.
Marta Akuszewska
